Historyczne zwycięstwo! Polacy Mistrzami Świata!
Polska zdobyła w Katowicach złoty medal FIVB Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn Polska 2014. W finałowym meczu biało-czerwoni pokonali Brazylię 3:1 (18:25, 25:22, 25:23, 25:22). Puchar za zwycięstwo z rąk prezydenta Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) Ary Gracy odebrał kapitan reprezentacji Polski Michał Winiarski.
Przez 23 dni FIVB MISTRZOSTWA ŚWIATA W PIŁCE SIATKOWEJ
MĘŻCZYZN POLSKA 2014 miały różnych faworytów. Na starcie najwięcej głosów padało
na Brazylię i Rosję, bo zawsze miło zobaczyć rewanż za finał ostatnich igrzysk
olimpijskich. Później ktoś rzucił – raczej pół żartem, pół serio – iż w
ostatnim meczu mistrzostw zmierzą się Polska i Iran. Wyszło na to, że i jedni,
i drudzy mieli rację, choć nie całą. Z przepowiedni pierwszych ocalała Brazylia
– drużyna walcząca o miejsce w historii, ponieważ jeszcze nikomu do tej pory
nie udało się zdobyć tytułu cztery razy z rzędu. Marzenia drugich spełniła
Polska. Chociaż nasz kraj nie jest ojczyzną siatkówki, to już dawno stał się
jej domem, a Spodek – Mekką.Atmosfery w katowickiej hali nie ma co opisywać.
Kto choć raz w życiu nie poczuł na własnej skórze tych dreszczy, nie przeżył
tych emocji, nie odśpiewał hymnu na kilkanaście tysięcy gardeł, ten nigdy nie
zrozumie, jaka jest różnica między finałem oglądanym w Spodku (lub tuż obok) a
w kapciach.Pierwsze punkty z własnej zagrywki zdobyli Brazylijczycy – najpierw
na 5:3, potem 7:4 i serią na 9:4. Nasi siatkarze sprawiali wrażenie, jakby
presja przygniotła ich do parkietu. Kiedy odrobili dwa „oczka” straty, spiker
odkrył, że rywale „to też ludzie i tego nie wytrzymają”. Wtedy jeszcze nie
wskazywało, że te słowa mogą stać się proroctwem.Tak samo jak nie można dwa
razy wejść do tej samej rzeki, tak nie można zagrać dwóch tak złych setów z
rzędu. Najważniejszym punktem drugiej partii był chyba ten na 7:11 (patrząc od
strony rywali), kiedy Polacy przećwiczyli obronę Brazylijczyków. Po piątym lub
nawet szóstym ataku Mateusz Mika zagrał wreszcie tak, że przeciwnicy już nie
podbili piłki. Tajemnica powodzenia Biało-Czerwonych tkwiła w lepszej zagrywce.
I nie o same asy chodziło, lecz o utrudnienie obrońcom tytułu przyjęcia i
rozegrania.11:17 było tylko złudzeniem spokoju. Brazylijczycy zdobyli wtedy
sześć punktów z rzędu, lecz Polacy nie wypuścili ich na prowadzenie. Z trudem
odebrali to, co tak łatwo wypuścili z rąk i na dużą przerwę odmaszerowali
odetchnąwszy z ulgą. 1:1 w setach to wciąż równe szanse.Nie można dwa razy?
Nie, Heraklit jednak nie miał racji. Po świetnym zwycięstwie nad
Brazylijczykami w Łodzi nasi siatkarze nie widzieli żadnych przeciwwskazań, aby
w Katowicach zagrać równie dobrze, a może nawet jeszcze lepiej. Publiczność
była skłonna przyznać reprezentantom Polski złote medale już po trzecim secie,
nie czekając na czwarty. I nie tylko za samo mistrzostwo świata, ale za
całokształt, choć w wielu przypadkach to dopiero obiecujący początek wielkich
karier.Tytuł zdobyła mieszanka rutyny z młodością, dobrana w odpowiednich
proporcjach według receptury Stephane’a Antigi. Jest w niej oczywiście przede
wszystkim talent przyprawiony wiarą w sukces, szczyptą dobrze pojętej sportowej
arogancji i ogromną chęcią dokonania czegoś, co nie udało się pokoleniu
ojców.Tej nocy nikt w Polsce nie musiał śpiewać „Nic się nie stało, Polacy, nic
się nie stało...”. Wyrzućmy te słowa z pamięci.Brazylia – Polska 1:3 (25:18,
22:25, 23:25, 22:25)Brazylia: Bruno Mossa Rezende, Wallace de Souza, Sidnei dos
Santos, Murilo Endres, Ricardo Santos de Lucarelli, Lucas Saatkamp i Mario
Pedreira da Silva (L) oraz Eder Carbonera, Leandro Vissotto Neves, Luiz Felipe
Marques Fonteles, Raphael Vieira de Oliveira i Felipe Lourenco Silva
(L).Polska: Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Karol Kłos, Mariusz Wlazły,
Fabian Drzyzga, Mateusz Mika i Paweł Zatorski (L) oraz Dawid Konarski, Paweł
Zagumny i Michał Kubiak.
Przez 23 dni FIVB MISTRZOSTWA ŚWIATA W PIŁCE SIATKOWEJ
MĘŻCZYZN POLSKA 2014 miały różnych faworytów. Na starcie najwięcej głosów
padało na Brazylię i Rosję, bo zawsze miło zobaczyć rewanż za finał ostatnich
igrzysk olimpijskich. Później ktoś rzucił – raczej pół żartem, pół serio – iż w
ostatnim meczu mistrzostw zmierzą się Polska i Iran. Wyszło na to, że i jedni,
i drudzy mieli rację, choć nie całą. Z przepowiedni pierwszych ocalała Brazylia
– drużyna walcząca o miejsce w historii, ponieważ jeszcze nikomu do tej pory
nie udało się zdobyć tytułu cztery razy z rzędu. Marzenia drugich spełniła
Polska. Chociaż nasz kraj nie jest ojczyzną siatkówki, to już dawno stał się
jej domem, a Spodek – Mekką.
Atmosfery w katowickiej hali nie ma co opisywać. Kto choć
raz w życiu nie poczuł na własnej skórze tych dreszczy, nie przeżył tych
emocji, nie odśpiewał hymnu na kilkanaście tysięcy gardeł, ten nigdy nie
zrozumie, jaka jest różnica między finałem oglądanym w Spodku (lub tuż obok) a
w kapciach.
Pierwsze punkty z własnej zagrywki zdobyli Brazylijczycy – najpierw na 5:3, potem 7:4 i serią na 9:4. Nasi siatkarze sprawiali wrażenie, jakby presja przygniotła ich do parkietu. Kiedy odrobili dwa „oczka” straty, spiker odkrył, że rywale „to też ludzie i tego nie wytrzymają”. Wtedy jeszcze nie wskazywało, że te słowa mogą stać się proroctwem.
Tak samo jak nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, tak nie można zagrać dwóch tak złych setów z rzędu. Najważniejszym punktem drugiej partii był chyba ten na 7:11 (patrząc od strony rywali), kiedy Polacy przećwiczyli obronę Brazylijczyków. Po piątym lub nawet szóstym ataku Mateusz Mika zagrał wreszcie tak, że przeciwnicy już nie podbili piłki. Tajemnica powodzenia Biało-Czerwonych tkwiła w lepszej zagrywce. I nie o same asy chodziło, lecz o utrudnienie obrońcom tytułu przyjęcia i rozegrania.
11:17 było tylko złudzeniem spokoju. Brazylijczycy zdobyli wtedy sześć punktów z rzędu, lecz Polacy nie wypuścili ich na prowadzenie. Z trudem odebrali to, co tak łatwo wypuścili z rąk i na dużą przerwę odmaszerowali odetchnąwszy z ulgą. 1:1 w setach to wciąż równe szanse.
Nie można dwa razy? Nie, Heraklit jednak nie miał racji. Po świetnym zwycięstwie nad Brazylijczykami w Łodzi nasi siatkarze nie widzieli żadnych przeciwwskazań, aby w Katowicach zagrać równie dobrze, a może nawet jeszcze lepiej. Publiczność była skłonna przyznać reprezentantom Polski złote medale już po trzecim secie, nie czekając na czwarty. I nie tylko za samo mistrzostwo świata, ale za całokształt, choć w wielu przypadkach to dopiero obiecujący początek wielkich karier.
Tytuł zdobyła mieszanka rutyny z młodością, dobrana w odpowiednich proporcjach według receptury Stephane’a Antigi. Jest w niej oczywiście przede wszystkim talent przyprawiony wiarą w sukces, szczyptą dobrze pojętej sportowej arogancji i ogromną chęcią dokonania czegoś, co nie udało się pokoleniu ojców.
Tej nocy nikt w Polsce nie musiał śpiewać „Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało...”. Wyrzućmy te słowa z pamięci.
Brazylia – Polska 1:3 (25:18, 22:25, 23:25, 22:25)
Brazylia: Bruno Mossa Rezende, Wallace de Souza, Sidnei dos Santos, Murilo Endres, Ricardo Santos de Lucarelli, Lucas Saatkamp i Mario Pedreira da Silva (L) oraz Eder Carbonera, Leandro Vissotto Neves, Luiz Felipe Marques Fonteles, Raphael Vieira de Oliveira i Felipe Lourenco Silva (L).
Polska: Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Karol Kłos, Mariusz Wlazły, Fabian Drzyzga, Mateusz Mika i Paweł Zatorski (L) oraz Dawid Konarski, Paweł Zagumny i Michał Kubiak.
Gratulujemy
zwycięstwa i dziękujemy za wspaniałe emocje!
Źródło: PZPS
Foto: FIVB